WFF 2011: Hell

Pomysł znany i wielokrotnie wykorzystywany: z powodu nagłych i nieprzewidywalnych zmian w ziemskim klimacie ludzkość staje na granicy upadku. Słońce, niegdyś źródło życia i światła, zmieniło całą planetę w jałową, spękaną skorupę. Drzewa usychają. Większość zwierząt wymarła. Miasta opustoszały. Wśród ocalałych ludzi woda ma wartość złota. Krążą słuchy, że w górach są jej ostatnie zapasy. Właśnie w ich kierunku zmierzają Marie, jej młodsza siostra Leonie i poznany przez nie niedawno Phillip.

Kadr z filmu „Hell” (reż. Tim Fehlbaum).

Tim Fehlbaum, reżyser „Hell”, nie pokazuje niczego nowego w tematyce kina postapokaliptycznego, które przeżywa w ostatnich czasach swoisty boom. Jego film, wpisujący się w przepowiednie zagłady współczesnych proroków i katastroficzne wizje ekologów, fabularnie jest łudząco podobny do „Drogi” z Viggo Mortensenem, co czyni go nieznośnie przewidywalnym. Także budowanym nastrojem próbuje, niestety nieudolnie, zbliżyć się do pełnego napięcia obrazu Johna Hillcoata.

Tak samo jak australijski reżyser, Fehlbaum wskazuje na siłę więzi krwi w obliczu katastrofy. Opiekuńcza Marie jest zdolna zrobić wszystko, by chronić swoją młodszą siostrę Leonie, nawet w sytuacji, gdy wydaje się to niemożliwe. Mimo swych ciągłych obaw, bohaterka zdecydowanie nazbyt ufnie wierzy wszystkim napotkanym ludziom – najpierw dbającemu tylko o siebie Phillipowi, który jednakże posiada dobrze zaopatrzony samochód, a potem Tomowi, napadającemu na podróżującą trójkę na stacji benzynowej. W końcu równie szybko powierza zaufanie spotkanej w opuszczonym kościele staruszce, która chce przeznaczyć towarzyszy Marie na obój, samą bohaterkę natomiast – wydać za swojego syna.

To wokół konfrontacji tych dwóch kobiecych postaci Fehlbaum buduje główną oś swojego filmu. W sytuacjach ekstremalnych najważniejsza jest siła psychiczna, a nie fizyczna – w „Hell” tę siłę posiadają kobiety. Obie wykazują równie silny charakter, nieustępliwie starając się chronić swoje rodziny, a w ostatecznej walce o przetrwanie obie są w stanie zabić. Niestety szansa na interesujące przedstawienie owej konfrontacji została zaprzepaszczona przez zdecydowanie puste postacie i przeciętną grę aktorską.

Jedynym elementem zachęcającym do obejrzenia „Hell” są przyjemne wrażenia wizualne. Zdjęcia zatopione w przymglonych, żółtawych barwach przypominających sepię, mogą się wydawać dość banalne, jednak pozwalają widzowi niemalże na własnej skórze (a raczej na własne oczy) odczuć żar palącego słońca. Co więcej, pozwalają ukryć pewnie techniczne niedostatki spowodowane niskim budżetem filmu.