WFF 2016: Edycja dokumentów

Warszawski Festiwal Filmowy za nami, nadszedł więc czas podsumowań. Zakończoną w niedzielę 32. edycję festiwalu trzeba uznać za równie udaną, co poprzednia – w szczególności dzięki doskonałym dokumentom, których tak wiele znalazło się w tegorocznym programie. To właśnie temu gatunkowi filmowego poświęcona będzie pierwsza część naszego podsumowania. Bardzo żałujemy, że Redakcji Recenzentów nie udało się obejrzeć nagrodzonej w Konkursie Filmów Dokumentalnych „Komunii” Anny Zameckiej, dlatego też nie znalazła się ona w poniższym zestawieniu. Mimo to zachęcamy do przeczytania krótkich recenzji pięciu dokumentów, które zdecydowanie warto obejrzeć – aż cztery spośród nich polecaliśmy już przed festiwalem!

Polująca z orłami, The Eagle Huntress, reż. Otto Bell (Wielka Brytania/Mongolia/Stany Zjednoczone 2016)

polujaca

Kadr z filmu „Polująca z orłami” (reż. Otto Bell)

Aisholpan ma 13 lat i zazwyczaj robi to, co dziewczynka w jej wieku: maluje paznokcie, uczy się w szkole, bawi się z koleżankami, pomaga rodzicom w gospodarstwie. Jest jednak coś, co wyróżnia ją spośród rówieśniczek – chce, tak jak jej ojciec, nauczyć się przekazywanej tylko w linii męskiej, tajemnej sztuki tresowania orłów. Czy Aisholpan jako pierwsza kobieta w historii weźmie udział w Golden Eagle Festival, na którym co roku o mistrzowski laur rywalizują ze sobą doświadczeni treserzy orłów? Kamera Otto Bella towarzyszy bohaterce zarówno w przygotowaniach do festiwalu, jak i w zwykłych sprawach codziennego życia na mongolskim stepie. Jej siła i niezachwiana determinacja w dążeniu do celu sprawiają, że Aisholpan staje się niemal symbolem emancypacji kobiet w zapomnianych przez świat zakątkach globu. Bell w hollywoodzkim stylu prowadzi emocje widza – we właściwych momentach trzyma w napięciu, w innych wzrusza i rozśmiesza, kolejne sceny przeplatając zapierającymi dech w piersiach ujęciami górskich krajobrazów Ałtaju. „Polująca z orłami” to przepiękna opowieść o spełnianiu marzeń, która podbija serca festiwalowych publiczności na całym świecie.

Dziewczyny nie latają, Girls Don’t Fly, reż. Monika Grassl (Niemcy/Austria 2016)

dziewczynynie

Kadr z filmu „Dziewczyny nie latają” (reż. Monika Grassl)

Również w Ghanie można spotkać dziewczyny, których niezwykłe marzenia i plany na przyszłość odbiegają od standardów – co ciekawe, podobnie jak w przypadku Aisholpan, są one związane z lataniem. Grupa wiejskich dziewcząt rozpoczyna naukę w Aviation Academy, pierwszej szkole lotniczej w Afryce Zachodniej, by po 4 latach otrzymać licencję pilota. Tytuł zdradza zakończenie całej historii, łatwo więc domyślić się, że pomimo pewnych podobieństw dokument Moniki Grassl ma zupełnie inny wydźwięk niż „Polująca z orłami”. Reżyserka nie obarcza swojego obrazu żadnym komentarzem, pozwalając widzowi wyciągać własne wnioski z przedstawionej w nim sytuacji. Niemal od samego początku podskórnie daje się wyczuć, że w całym przedsięwzięciu coś nie jest tak, choć intencje pochodzącego z Wielkiego Brytanii organizatora wydają się być bardzo szczere. Inteligentnie skonstruowany dokument ukazujący historię młodych Ghanijek służy reżyserce jako metafora aktualnej sytuacji państw Czarnej Afryki, zachęca do rozmyślań na temat problemów postkolonializmu i odpowiedzialności Zachodu za dawne kolonie.

Szukając schronienia, Chasing Asylum, reż. Eva Orner (Australia 2016)asylum

Australijskie przepisy imigracyjne należą do najsurowszych na świecie. Kolejne rządy gotowe są na bardzo drastyczne i jednocześnie bardzo kosztowne działania, byle tylko zatrzymać płynące do ich kraju łodzie wypełnione uchodźcami. Dokument Evy Orner demaskuje rezultaty tych działań – wszyscy ubiegający się o azyl, którzy przybyli drogą morską, przetrzymywani są w obozach na dwóch odległych od Australii o tysiące kilometrów wyspach Nauru i Manus. Przez długie miesiące trwają w zawieszeniu i bezsilności, nie wiedząc, co się z nimi stanie ani ile czasu będą musieli tam spędzić. Nagrania wykonane ukrytą kamerą oraz wypowiedzi zupełnie niewyszkolonych i nieprzygotowanych do podobnej pracy wolontariuszy ujawniają nie tylko psychiczną degradację zamkniętych w obozach ludzi oraz szokujące, niespełniające podstawowych standardów praw człowieka warunki w jakich mieszkają, ale również brutalność strażników, gwałty na kobietach i dzieciach, a nawet sytuacje zakończone śmiercią. „Szukając schronienia” obrazuje hipokryzję australijskich władz niszczących życie imigrantów, którym udało dotrzeć się do kraju, pod pretekstem ratowania tych, którzy dopiero decydują się na ryzykowną morską tułaczkę. To dokument, który nie pozostawi nikogo obojętnym, przeznaczony dla osób o bardzo mocnych nerwach.

Faceci z jajami, Manda Huevos, reż. Diego Galán (Hiszpania 2016)

faceci

Kadr z filmu „Faceci z jajami” (reż. Diego Galán)

Czy wzorcowy Hiszpan zawsze był typem macho? Jak zmieniał się jego wizerunek na przestrzeni lat? Diego Galán, wieloletni dyrektor festiwalu w San Sebastian, zabiera publiczność w niesamowitą podróż prezentującą historię mężczyzny widzianą przez pryzmat rodzimej kinematografii. W tym celu reżyser wykorzystuje fragmenty ponad dwustu hiszpańskich filmów prezentujących męskość w różnych wymiarach i aspektach. Punktem wyjścia dla tej podróży jest rok 1940 – koniec wojny domowej i przejęcie władzy przez generała Franco. Galán brawurowo rozprawia się z propagandą tamtych czasów, która na ołtarze wyniosła ideał „pół żołnierza-pół mnicha”, by potem w krytyczny i pełen humoru sposób obserwować formowanie się typu machu. Z socjologiczną wrażliwością zauważa również zmiany, które dotknęły kraj po upadku dyktatury i umożliwiły pojawienie się dotąd nieobecnych w hiszpańskim kinie nieheteronormatywnych wzorów mężczyzny. Docenić należy nie tylko doskonały dobór nierzadko przezabawnych scenek, których montaż zajął aż 2 lata, ale także inteligentny komentarz, dla zrównoważenia bijącego z ekranu testosteronu powierzony dysponującej kojącym głosem narratorce.

Houston, mamy problem!, Houston, imamo problem!, reż. Žiga Virc (Chorwacja/Słowenia/Niemcy/Czechy/Katar 2016)

houston

Houston, mamy problem!, Houston, imamo problem!, reż. Žiga Virc

Lata 50. XX wieku, trwa zimna wojna, do wyścigu kosmicznego między USA I ZSRR po cichu włącza się trzeci gracz – to Josip Broz-Tito w tajemnicy uruchamia jugosłowiański program kosmiczny. Po początkowych sukcesach przedsięwzięcie traci rozpęd, a przywódca Jugosławii decyduje sprzedać program za ogromne pieniądze gotowym na wszystko Amerykanom. Ta historia to mit czy rzeczywistość? Gdzie leży granica pomiędzy jednym a drugim – takie pytanie we wstępie do „Houston, mamy problem!” zadaje doskonale znany fanom kina słoweński filozof Slavoj Žižek. W swoim mockumencie Žiga Virc zgrabnie łączy prawdziwe nagrania z zupełnie fikcyjną narracją i współczesną historią wracającego po latach do swojej ojczyzny jugosłowiańskiego inżyniera, który rzekomo był członkiem zespołu wysłanego do USA wraz ze sprzedanym programem kosmicznym. Reżyser wykorzystuje fragmenty dawnych jugosłowiańskich kronik, rzeczywistą lokację ukrytego w górach sekretnego hangaru lotniczego, wypowiedzi jednego z dawnych szefów służby bezpieczeństwa. Dopasowuje elementy swojej układanki tak, by wzbudzać w widzu ciągłe wątpliwości co do prawdziwości przedstawionej historii. Wszystko to okrasza sporą dozą doskonałego humoru, mocno krytycznego wobec symboli i historii byłej Jugosławii. „Houston, mamy problem!” to słoweński kandydat do Oscara – film można obejrzeć w HBO w piątek 21 października o godz. 22.25 oraz w HBO3 31 października o godz. 2.40.