Organizatorzy Warszawskiego Festiwalu Filmowego mają wyczucie do nietuzinkowych animacji. Wystarczy przypomnieć, że przed rokiem prawdziwą rewelacją okazał się znakomity dokument „Walc z Baszirem”, triumfujący w plebiscycie publiczności. „Metropia” to kolejna po filmie Ariego Folmana animowana produkcja, której pokaz oficjalnie otworzył stołeczny festiwal. Chociaż scenariusz fabularnego debiutu Tarika Saleha nie dorównał poziomem finezyjnej warstwie formalnej, reżyserowi udało się jednak zrealizować obraz intrygujący, niezwykle spójny stylistycznie. Próżno szukać w nim dynamicznych zwrotów akcji, nawet sekwencje pościgu skutecznie pozbawiono tempa i widowiskowości. Cała uwaga twórców skupiła się na kontemplacji przytłaczającej wizji antyutopijnego świata.
W 2024 roku Europa to ogromny system podziemnych tuneli metra. Metropolie, takie jak Paryż, straciły niegdysiejszy urok, a ich mieszkańcy wiodą beznadziejnie nijaką egzystencję. Kontynentem rządzi bezduszna korporacja: jego bezwzględny właściciel nie cofnie się przed niczym, aby podtrzymać w świadomości ludzi iluzję doskonałego życia. Pragnie jeszcze większej kontroli. Dlatego stopniowo uzależnia Europejczyków od swoich produktów, w tym cudownego szamponu do włosów. Elementem szarego tłumu jest również apatyczny Roger. Pewnego dnia, zamiast do pracy, mężczyzna rusza śladem pięknej kobiety, którą zna z popularnej reklamy.
Opowiedziana przez Tarika Saleha historia ani na chwilę nie wymyka się standardom antyutopijnego kina science-fiction. W ospale prowadzonej narracji i przewidywalnej fabule trudno odnaleźć jakiekolwiek świadectwo oryginalności. Mamy tu kolejną polemikę z wizją idealnego świata: korporacyjny totalitaryzm, dyktaturę konsumpcjonizmu, ograniczenie wolności i prywatności nieświadomej niczego jednostki, niszczenie jej woli, indywidualności, a także więzi z innymi. W tej rzeczywistości pojawia się początkowo niepozorny bohater, w którym widz zaczyna pokładać nadzieję na rewolucję.
Jednak Rogerowi brakuje istotnej cechy antyutopijnego everymana – rosnącej samoświadomości, oznaki zrozumienia prawdy o otaczającym go świecie. Wątpliwa niepokorność tej postaci przejawia się w neurotycznych lękach (np. brak zaufania do metra) i coraz poważniejszych obawach o wierność żony. Również motywacje Rogera wydają się banalne. Bezbarwny człowiek, który niespodziewanie staje się istotnym elementem antykorporacyjnej intrygi, w swoim zachowaniu wciąż pozostaje rażąco anemiczny i niezdecydowany. Zamiast działać, okazuje się narzędziem w rękach innych ludzi. Zastanawia mnie jedno: czy taka kreacja to zabieg celowy, służący podkreśleniu zwyczajności Rogera w zestawieniu z protagonistami gotowymi na heroizm i przeciwstawienie się systemowi („1984″, „Fahrenheit 451″, „Pianola”), czy może przeciwnie – dowód nieumiejętności reżysera w przekonaniu nas o wartości głównego bohatera „Metropii”.
Skąd więc takie zachwyty nad filmem Saleha, skoro warstwa fabularna budzi tyle wątpliwości? Otóż „Metropia” ma do zaoferowania coś, co sprawia, że naprawdę warto się nią zainteresować. Tym atutem jest osobliwa forma. Saleh poddał komputerowej obróbce prawdziwe fotografie, które następnie zostały zanimowane. W ten sposób na ekranie pojawiają się postaci przypominające groteskowe ludzkie lalki nienaturalnych rozmiarów o wielkich oczach i prawie nieruchomych, pozbawionych emocji twarzach. Dbałość o szczegóły, także rekwizytów, wnętrz czy elementów architektonicznych, jest przy tym naprawdę powalająca.
Wykorzystanie nietypowej animacji pozwoliło Salehowi zbudować sugestywną, niezwykle ponurą wizję niedalekiej przyszłości. Niepokojąca karykatura naszego świata stanowi zarazem pewne ostrzeżenie dla współczesnego człowieka. Można w niej odnaleźć antykonsumpcyjne przesłanie, przesycone paranoiczną atmosferą wszechogarniającego osaczenia, choć z drugiej strony – niepozbawione okruchów nadziei. Pesymistyczny klimat pogłębia operowanie przygaszonymi kolorami, odcieniami szarości i brudnego brązu. Wszystkiemu smaczku dodaje również obsadzenie wśród gwiazd użyczających głosów postaciom niepokornych aktorów – Vincenta Gallo oraz Juliette Lewis.