Miesięczne archiwum: grudzień 2009

Zombie… po polsku?

Pojęcie polski horror rzadko pojawia się w kontekście rozmów o filmach, chyba że w formie żartu. W naszym kraju brakuje przede wszystkim tradycji kina grozy, a ostatnie próby przeniesienia gatunku na rodzimy grunt przyniosły mizerne rezultaty – wystarczy wspomnieć koszmarną „Porę mroku” Grzegorza Kuczeriszki. Dlatego wiadomość o powstaniu polskiego filmu o zombie przyjąłem raczej z ironicznym uśmiechem niż zainteresowaniem. I to był błąd. Okazuje się, że grupie Palenica Films udało się zrealizować całkiem niezłą, krótkometrażową produkcję. Zresztą przekonajcie się sami: zapraszam do obejrzenia offowego horroru „Łowca zombie” w reżyserii Pawła Palenicy.

Początkowo irytujący wstęp okazuje się dobrze wprowadzać w klimat tej do bólu konwencjonalnej, choć pomysłowo nakręconej opowiastki:

Świat został zniszczony przez wojnę atomową. Radioaktywny pył odcisnął negatywny ślad na środowisku naturalnym a co najistotniejsze przyczynił się do zmutowania wirusa Eboli, który w dziwny sposób wpłynął na organizmy martwe. Przywrócił je do życia! Niestety zmartwychwstali bardziej przypominają zwierzęta niż ludzi. Stali się dzicy, bestialscy i spragnieni świeżego ludzkiego mięsa.

Ceniony łowca umarłych z karabinem na plecach przemierza zgliszcza, które pozostały po dawnym świecie, w poszukiwaniu kolejnych zleceń.

Warto przypomnieć, że Palenica już raz zmierzył się z horrorem o zombie…

…jednak – moim zdaniem – „Łowca zombie” jest produkcją znacznie bardziej interesującą niż utrzymani w komediowej konwencji „Gliniarze z Meksyku”, szczególnie pod względem realizacyjnym. Trzeba przyznać, że dzięki osadzeniu akcji w spowitej mgłą, mrocznej, postindustrialnej scenerii, młodym twórcom udało się zbudować specyficzną atmosferę grozy. Duża w tym zasługa sprawnej pracy kamery i efektom specjalnym na zaskakująco (jak na polskie warunki) wysokim poziomie. Mimo kilku niedociągnięć, sam pomysł warto byłoby rozwinąć w dłuższą fabułę. Panie Pawle, co Pan powie na pełny metraż?

Czy marwti, zamiast zwyczajnie gnić, wstaną ze swoich pierdolonych grobów jeszcze raz?

„Wszystko, co kocham” Jacka Borcucha jedzie na Sundance Film Festival!

Zazwyczaj staram się unikać przeklejania materiałów promocyjnych nadsyłanych przez dystrybutorów, jednak ta informacja niewątpliwie  zasługuje na uwagę. Firma ITI Cinema oficjalnie potwierdziła, że najnowszy film Jacka Borcucha został zakwalifikowany do konkursu głównego Sundace Film Festival w sekcji World Cinema Narrative Competition. Po raz pierwszy w historii tej prestiżowej imprezy kina niezależnego polską produkcję spotyka takie wyróżnienie. Zanim „Wszystko, co kocham” zostanie pokazane w Park City, film wejdzie na ekrany polskich kin. Premierę zapowiedziano na 15 stycznia 2010 roku.

We „Wszystko, co kocham” Borcuch opowiada historię grupy przyjaciół, którzy młodość wypełnioną muzyką przeżywają na polskim wybrzeżu. Janek, wrażliwy osiemnastolatek, zakochany w Basi, jak współczesny Romeo, nie jest w stanie pogodzić się z tym, że ich miłość może być zakazana. Konflikt między ich rodzinami sprawi, że rodzące się uczucie zostanie wystawione na próbę.

W tle przetacza się wielka historia, a na pierwszym planie – eksplozja młodości, muzyka, pierwsza miłość, pierwszy bunt, głód życia, seks… wszystko, co najpiękniejsze. Młodzieńczy, idealistyczny świat zostanie zderzony z bezwzględną rzeczywistością, a bohaterowie będą musieli podjąć trudne decyzje kładąc na szali miłość i przyjaźń.

Film Borcucha został nagrodzony Złotym Klakierem – czyli wyróżnieniem dla najdłużej oklaskiwanego filmu w konkursie głównym – na 34. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Zebrał tam naprawdę dobre recenzje:

Uwodzicielsko szczery, bezpretensjonalny, romansowy, w najlepszym sensie tego słowa popularny.

Paweł T. Felis, Gazeta Wyborcza

Z ekranu wieje świeżością i energią. Borcuch posiada umiejętność szalenie rzadką w środowisku reżyserów – jak nikt inny potrafi obserwować i być konsekwentnym. Widzi zachowania, gesty, a nawet myśli. Subtelnie – za pomocą słów – pogłębia psychologiczne portrety i motywacje swoich postaci. Całość trzyma w ryzach.

Dagmara Romanowska, Onet.pl

Jacek Borcuch swoim „Wszystko co kocham” raz jeszcze pokazuje, że można w polskim kinie opowiadać świetne historie z wielką klasą i uczuciem.

Przemek Lewandowski, Stopklatka.pl

Młodość, miłość, wolność, bunt i muzyka – jest czas, gdy wszystko zdarza się po raz pierwszy, a miłość ma smak oranżady! – reklamuje „Wszystko, co kocham” dystrybutor. Główne role grają u Borcucha mlodzi Mateusz Kościukiewicz, Olga Frycz i Mateusz Banasiuk. Wkrótce możecie się spodziewać naszej recenzji filmu.