[recenzja] „Połów szczęścia w Jemenie”: Łososiowe remedium na wszystko

Współpraca reżysera Lasse Hallströma i scenarzysty Simona Beaufoya przy „Połowie szczęścia w Jemenie” zapowiadała bardzo wiele. Filmowcy nie zawiedli – ich współpraca okazała się udana i owocna, o czym można się przekonać od 20 kwietnia także w polskich kinach. Powstał humorystyczny i pełen ciepła film opowiadający o wydawałoby się nieosiągalnych, a jednak możliwych do spełnienia marzeniach.

On (Ewan McGregor): zamknięty w sobie i pozbawiony poczucia humoru, zafascynowany wędkarstwem urzędnik państwowy, wkraczający powoli w wiek średni. Ona (Emily Blunt): energiczna, młoda i piękna menedżerka w wielkiej korporacji. Oboje znajdują się w niepewnych związkach: jego żona wyjeżdża pracować do Genewy, jej chłopak na misję do Afganistanu. Połączy ich szalona idea jemeńskiego szejka, również zapalonego wędkarza, pragnącego przy wsparciu angielskiego rządu sprowadzić do swojej pustynnej ojczyzny łososia wprost z brytyjskich potoków.

Bohaterowie „Połowu szczęścia w Jemenie”, tak jak płynące w górę strumienia łososie, muszą pokonać piętrzące się w trakcie przedsięwzięcia trudności. On uważa cały projekt za czyste szaleństwo i mimo że się w niego angażuje, zachowuje ciągły sceptycyzm. Ona wspiera go i realizuje jego najbardziej kuriozalne zachcianki (jak zaangażowanie projektantów chińskiej Zapory Trzech Przełomów). Podróżując z londyńskich biurowców do szkockiego zamku szejka aż na jemeńską pustynię budzi się w nich przekonanie, że spełnienie tego dziwacznego marzenia, jak i ich własnych marzeń, jest jednak możliwe.

Fabuła zmierza w raczej łatwo przewidywalnym kierunku, co wynagrodzone zostaje przez pełną filmowego ciepła atmosferę i dobrą grę aktorską. Ewan McGregor i Emily Blunt doskonale się rozumieją, tworząc naprawdę zgrany duet. Specyficznego uroku „Połowowi szczęścia w Jemenie” dodają pastiszowe, zahaczające wręcz o kicz oraz jednocześnie niesamowicie prześmieszne sceny – szejk łowiący ryby ubrany w tradycyjny arabski strój, brodząc po kolana w szkockim potoku czy McGregor ratujący jego życie przed zamachem za pomocą… wprawnego zarzutu wędką.

Cała łososiowa sprawa nie jest oczywiście wolna od wszechobecnej polityki – brytyjski rząd chce ją wykorzystać, by po nieudanej akcji swoich żołnierzy w Afganistanie poprawić relacje z państwami arabskimi czy wzmocnić wizerunek jednego ze ministrów. Przy pomocy doskonałego angielskiego humoru (swoje trzy grosze dorzuca tutaj Kristin Scott Thomas) reżyser daje brytyjskim rządzącym lekkiego prztyczka w nos, wyśmiewając jego nieudolne PR-owe zagrywki.

Mimo to gdzieś na marginesie Lasse Hallström stara się przekonać widza, że istnieje jeszcze jedno marzenie, które mimo wielu przeciwności jest w stanie się spełnić – pokojowa współpraca pomiędzy Zachodem a krajami arabskimi.