Być może zabrzmi to niezbyt skromnie, ale – mieliśmy nosa! Trzy najlepsze według nas filmy 35. edycji Warszawskiego Festiwalu Filmowego znalazły się w naszej przedfestiwalowej zapowiedzi. Podsumowując – 9 z 15 poleconych Wam filmów okazało się dobrymi strzałami, pozostałe 6… no cóż, nikt nie jest doskonały, a kto często uczestniczy w filmowych festiwalach wie, że katalogowe opisy potrafią być bardzo złudne. Doskonałe też nie może nie są wspomniane 3 najlepsze filmy tegorocznego WFF-u, ale trzeba przyznać, że w każdym przypadku to naprawdę porządne kino. Zresztą zobaczcie sami!
Atlantyda, Atlantis, reż. Valentyn Vassanovich (Ukraina 2019)
Wschodnia Ukraina w najbliższej przyszłości. Siergiej, cierpiący na zespół stresu pourazowego weteran niedawno zakończonej wojny z Rosją, traci pracę w zamykanej przez zachodni koncern hucie. Poszukując nowego zajęcia, przyłącza się do ochotniczej misji Czarny Tulipan, której członkowie ekshumują zwłoki żołnierzy.
Trzeba przyznać, że Valentyn Vassyanovych, zdobywca nagrody główną w konkursie “Horyzonty” na tegorocznym festiwalu w Wenecji, nakręcił film wymagający i niełatwy w odbiorze. To statycznie nakręcony, niemal pozbawiony dialogów, ciężki i depresyjny obraz wojennej dewastacji ziemi i dogasającego życia mieszkających na niej ludzi. Reżyser z wystudiowanym chłodem przygląda się ekologicznej i społecznej katastrofie, która dotknęła Ukrainę w jego dystopijnej wizji przyszłości. Ujęcia opuszczonych budynków i surowego, zniszczonego przez wojnę i skażonego przez toksyczny przemysł, niemal księżycowego krajobrazu, przez który podróżuje Siergiej (w jego rolę wcielił się autentyczny weteran) służą jako dosadne odbicie stanu jego psychiki. Wojenny konflikt, choć zakończony, wciąż odbija swoje piętno na mieszkańcach, a sceny ekshumacji zwłok przypominają, że niezależnie od noszonego munduru, po śmierci wszyscy wyglądamy tak samo. Vassyanovych wielokrotnie powraca również do nacechowanego bardzo ambiwalentnie motywu ognia, który symbolizuje w filmie zarówno niszczycielską, pozbawiającą życia siłę wojny czy – w dogasających hutniczych piecach – stanowi zapowiedź upadku przemysłu, ale też jawi się jako symboliczna szansa na oczyszczenie z traum i iskierka nadziei na lepsze jutro.
Wszystko dla mojej matki, reż. Małgorzata Imielska (Polska 2019)
Ola ma siedemnaście lat i wykorzystuje każdą nadarzającą się szansę, by odnaleźć swoją matkę, która zostawiła ją w domu dziecka. Kolejna ucieczka z sierocińca sprawia, że dziewczyna trafia do zakładu poprawczego, gdzie zawzięcie trenuje bieganie, wierząc, że jeśli zacznie osiągać sukcesy na zawodach, matka sama ją odnajdzie.
„Wszystko dla mojej matki” to nominowany do gdyńskich Złotych Lwów fabularny debiut Małgorzaty Imielskiej, w którym reżyserka harmonijnie łączy swój warsztat dokumentalistki z odpowiednim wyczuciem dramaturgii. Ten oparty na prawdziwych historiach, naturalistyczny i duszny, utrzymany w depresyjnych szarościach obraz patologii polskich instytucji resocjalizacyjnych i opiekuńczych mógłby stanowić filmowy odpowiednik zbioru reportaży Justyny Kopińskiej pt. „Polska odwraca oczy”. Imielska pokazuje z jednej strony niesamowicie silne pragnienie bycia chcianą i zaopiekowaną, które przejawia się na różne sposoby u wszystkich podopiecznych żeńskiego poprawczaka, z drugiej – dosadnie obrazuje przemilczaną i wyciszaną przemoc tych, którzy mogliby to pragnienie zaspokoić. „Wszystko dla mojej matki” to także pokaz umiejętności najmłodszego pokolenia polskich aktorek – nie dziwi przyznana w Gdyni nagroda za najlepszy debiut aktorski dla wcielającej się w postać Oli Zofii Domalik, ale na uwagę zasługuje również drugoplanowa rola Marii Sobocińskiej. Jeśli film Małgorzaty Imielskiej pojawi się w szerokiej dystrybucji, za co mocno trzymamy kciuki, to zdecydowanie polecamy Wam wizytę w kinie – przygotujcie się jednak na mocny, uwierający, budzący głównie nieprzyjemne emocje seans.
Zgubiłam swoje ciało, J’ai perdu mon corps, reż. Jérémy Clapin (Francja 2019)
Nie bójcie się, ostatni film z naszego topu nie jest już tak depresyjny. „Zgubiłam swoje ciało” to niesamowicie pomysłowa i przemyślana animacja o utracie, miłości i dążeniu do kompletności – zarówno tej fizycznej, jak i uczuciowej. Zaczyna się nietypowo, bo w lodówce, skąd główna bohaterka – odcięta od reszty ciała dłoń – rozpoczyna poszukiwania reszty swego ciała. Ta magiczna opowieść staje się dla twórców filmu pretekstem, by pokazać nam niesamowitą perspektywę podróży przez Paryż i równie ciekawą historię miłosną. Przez 80 minut łapiącej za gardło i serce wędrówki odciętej dłoni do swojego właściciela odkrywamy kolejne elementy obu tych anatomicznych narracji. Czy zarówno dłoń, jak i serce znajdą ukojenie? Już niedługo będziecie mogli przekonać się sami, ponieważ od 28 listopada film będzie dostępny na platformie serwisu Netflix. Technicznie film jest imponujący (całkowicie zasłużona nagroda główna najważniejszego festiwalu animacji w Annency!), spójnie łączy równie ważne dla historii warstwy wizualną i dźwiękową, pokazując przy tym w niesamowity sposób, jak doświadczenia różnych zmysłów zapisują się w naszej pamięci. Chciałbym powiedzieć, że dam sobie rękę uciąć za to, że „Zgubiłam swoje ciało” się Wam spodoba, ale wtedy zostałaby mi tylko jedna dłoń, żeby trzymać kciuki za oskarową nominację dla tej wspaniałej francuskiej animacji!
Poniżej lista wszystkich 15 poleconych przez nas filmów wraz z ocenami:
And Then We Danced, reż. Levan Akin – 7/10
Altantyda, reż. Valentyn Vassanovich – 8/10
Babyteeth, reż. Shannon Murphy – 7/10
Echo, reż. Rúnar Rúnarsson – 5/10
Judy i Punch, reż. Mirrah Foulkes – 3/10
Malowany ptak, reż. Václav Marhoul – 5/10
Na powierzchni, reż. Rodd Rathjen – 6/10
Nasze matki, reż. Cesar Diaz – 5/10
Polityka jednego dziecka, reż. Zhang Lynn, Nanfu Wang – 7/10
Tylko 6,5, reż. Saeed Roustayi – 4/10
Wspomnienia: Geneza “Obcego”, reż. Alexandre O. Philippe – 7,5/10
Wszystko dla mojej matki, reż. Małgorzata Imielska – 8/10
Wiwarium, reż. Lorcan Finnegan – 6/10
Zgubiłam swoje ciało, reż. Jérémy Clapin – 8/10
Złodzieje benzyny, reż. Edgar Nito Arrache – 4/10