Nikt ich nie zna, nikt ich nie lubi. Dlatego interesowało mnie nakręcenie filmu, który pozwoliłby przełamać powszechny sposób myślenia. Z tej wypowiedzi Yvesa Hinanta trudno wywnioskować, kim są bohaterowie jego dokumentu. Odpowiedź przynosi tytuł. „Zabić sędziego” (w oryginale „Les Arbitres”) odsłania fascynujące kulisy pracy arbitrów. Reżyser zdecydował się pokazać emocje towarzyszące meczom piłki nożnej z perspektywy osób, na które zwrócone są oczy wszystkich: od zawodników i trenerów, przez komentatorów sportowych, po kibiców.
Zrealizowany w dokumentalnej konwencji fly-on-the-wall film powstawał „na gorąco” w trakcie trwania Euro 2008 – bez powtórek i przygotowań. Kamera towarzyszyła arbitrom w przedmeczowej gorączce, podczas spotkań i zgrupowań czy już po pracy – przy piwie. Wśród bohaterów produkcji znaleźli się chociażby Manuel Mejuto González, Roberto Rosetti, Peter Fröjdfeldt oraz Howard Webb, którego z Mistrzostw Europy zapamiętali szczególnie polscy kibice. Angielski sędzia stał się nad Wisłą wrogiem numer jeden po tym, jak w doliczonym czasie gry meczu Polska-Austria podyktował kontrowersyjny rzut karny dla naszych rywali. Jedenastkę wykorzystał Ivica Vastić, a reprezentacja prowadzona przez Leo Beenhakkera zamiast wygrać, jedynie zremisowała z ekipą współgospodarzy imprezy.
Casus Webba, któremu polscy kibice grozili śmiercią, obrazuje jeden z wielu aspektów niezwykle stresującej oraz wymagającej pracy sędziów piłkarskich z najwyższej półki. Pokazana od kuchni dzięki błogosławieństwu Michela Platiniego, bez specjalnej cenzury, powinna zainteresować, ale i mocno zaskoczyć niejednego fana futbolu. Szczególnie cenny wydaje się materiał płynący z mikrofonów służących do komunikacji pomiędzy arbitrami. Słyszymy komentarze wypowiadane przez sędziów w trakcie meczów: wykrzykiwane do słuchawek tworzą chaotyczny i pełen zakłóceń strumień słów, w którym często trudno odróżnić konkretne głosy. Faul, faul! – wrzeszczy asystent. Jaki numer? – pyta sędzia główny, szykując się do wyjęcia z kieszeni żółtej kartki. Otrzymuje dość zaskakującą odpowiedź: Jest ich za dużo, sześciu czy siedmiu, nie widzę numeru. W ten sugestywny sposób dokument ukazuje codzienne absurdy sędziowania, skutecznie obalając mity dotyczące kontroli na boisku i pewności decyzji podejmowanych przez panów z gwizdkiem. Niektóre z boiskowych sytuacji przywodzą na myśl co smakowitsze sceny z filmów Barei. Hinant mógł się pokusić o uwzględnienie większej liczby takich barwnych zajść.
Mecz piłki nożnej dla sędziego to tak samo jak dla piłkarzy dziewięćdziesiąt minut wysiłku fizycznego i maksymalnego skupienia. Czasu na podjęcie decyzji jest naprawdę niewiele, a presja, jakiej podlegają Rosetti i spółka – ogromna. W dodatku sędzia oraz asystenci nie zawsze zgadzają się w ocenie sytuacji, czasem muszą zareagować na zajścia, których… w ogóle nie widzieli. Chociaż przyznają, że mylić się jest rzeczą ludzką, i potrafią przeprosić zawodników za niesłusznie odgwizdany faul czy spalonego, wiedzą, jak kosztowne jest popełnienie błędów. Świadomość tego mają również rodziny sędziów. Dla nich poziom sportowy spotkania schodzi zawsze na dalszy plan: dobry mecz to taki, podczas którego ich mąż, syn czy ojciec się nie pomylił. Ostatni gwizdek zawsze przynosi niewyobrażalną ulgę.
Co ciekawe, sędziowie wciąż starają się w jakiś sposób uzyskać potwierdzenie słuszności podjętych decyzji – dyskutują w przerwie meczu, zerkają na powtórki itd. Ich praca oceniana zostaje przez miliony osób. Szczególnie istotna jest jednak opinia wydawana przez obserwatorów z ramienia UEFA, którzy skrupulatnie analizują decyzje sędziów. Werdykt zostaje ogłoszony na pomeczowym spotkaniu. Nawet jeden błąd może spowodować pożegnanie się z Euro 2008. Dla arbitrów piłkarskie rozgrywki stanowią wewnętrzną rywalizację. Każdy chciałby sędziować w finale. Ostatnie spotkanie mistrzostw to nie tylko wysokie wynagrodzenie, ale również ogromny prestiż oraz przeżycie porównywane do zdobycia tytułu najlepszej drużyny Europy. Praca i futbol, ile stresu i upokorzenia by ze sobą nie niosły, są ich miłością. Hinantowi udało się pokazać również swoiste rozdarcie pomiędzy prywatnym sukcesem a triumfem reprezentacji narodowej, której zwycięstwa oddalają sędziów z danego kraju od gwizdania w wymarzonym finale.
Ogłuszający dźwięk stanowi poważną wadę realizacyjną „Zabić sędziego”, jednak momentami znakomicie oddaje atmosferę stadionu wypełnionego przez kilkadziesiąt tysięcy kibiców. Pozwala docenić wysiłek ludzi, których – często niesłusznie – przeklinamy za porażkę ukochanej drużyny. Uczłowiecza ich profesję. Polacy mają dodatkową okazję spojrzenia z dystansem na pamiętną akcję z Euro 2008. Późniejsza nagonka na Webba, znakomicie uchwycona przez Hinanta, jednocześnie bawi i… przeraża.