[recenzja] WFF 2012: Nie w Tel Awiwie

Dziwny, zamknięty w sobie bohater. Równie oryginalna kobieta, która zmieni jego życie. Niecodzienne sytuacje pełne melancholijnego humoru. A wszystko przy dźwiękach klimatycznej, indie rockowej muzyki. Brzmi znajomo? Powinno – to schemat wykorzystany przez Gusa van Santa w „Restless” czy Richarda Ayoade w „Mojej łodzi podwodnej”. Mogłoby się więc wydawać, że ten pomysł został już mocno wyeksploatowany. Lecz jak udowadnia Nony Geffen, którego pełnometrażowy debiut został uhonorowany Nagrodą Specjalną Jury w Locarno, może stało się tak w USA, może w Wielkiej Brytanii, ale jeszcze… „Nie w Tel Awiwie”.

Nauczyciel Micha właśnie został zwolniony z pracy, co staje się momentem przełomowym w jego życiu. Mężczyzna decyduje się porwać jedną ze swoich uczennic, zabić matkę i odnaleźć dawną miłość ze szkolnych lat. Przy okazji udaje mu się też zagrać w koszykówkę, stoczyć zwycięską walkę z grupą izraelskich feministek oraz znaleźć chwilę na pizzę i drinka w towarzystwie dwóch pięknych kobiet.

„Nie w Tel Awiwie” to film bardzo nastrojowy. Nony Geffen ujawnił swoje wszechstronne talenty w tworzeniu filmowej atmosfery, stojąc zarówno za kamerą, jak i przed nią – jako odtwórca głównej roli. Debiutujący reżyser zdecydował się użyć czarno-białej taśmy filmowej, która nadała obrazowi zdecydowaną nutę melancholii. Sceny przesycone głęboką nostalgią, przeplatane udanymi humorystycznymi gagami, doprowadzając widzów do przeciwstawnych emocji, wzbudzając poczucie smutnej beztroski.

Geffen buduje klimat również poprzez udział wyrazistych bohaterów – swoją minimalistyczną, poważną, niemal niemą rolę Michy skontrastował z energetycznymi, pełnymi swobody postaciami partnerujących mu aktorek. Jak w innych podobnych obrazach, również w „Nie w Tel Awiwie” ważna jest muzyka – typowo indie rockowe piosenki (jedna w nich wykonywana na żywo) wzbogacają film od strony dźwiękowej.

Wydaje się, że Nony Geffen nie pokazał w swoim filmie niczego nowego. Mimo to udało mu się stworzyć film, który doskonale się ogląda, co doceniła publiczność Warszawskiego Festiwalu Filmowego, nagradzając „Nie w Tel Awiwie” gromkimi oklaskami.