Archiwa tagu: 34. festiwal polskich filmów fabularnych

„Wszystko, co kocham” Jacka Borcucha jedzie na Sundance Film Festival!

Zazwyczaj staram się unikać przeklejania materiałów promocyjnych nadsyłanych przez dystrybutorów, jednak ta informacja niewątpliwie  zasługuje na uwagę. Firma ITI Cinema oficjalnie potwierdziła, że najnowszy film Jacka Borcucha został zakwalifikowany do konkursu głównego Sundace Film Festival w sekcji World Cinema Narrative Competition. Po raz pierwszy w historii tej prestiżowej imprezy kina niezależnego polską produkcję spotyka takie wyróżnienie. Zanim „Wszystko, co kocham” zostanie pokazane w Park City, film wejdzie na ekrany polskich kin. Premierę zapowiedziano na 15 stycznia 2010 roku.

We „Wszystko, co kocham” Borcuch opowiada historię grupy przyjaciół, którzy młodość wypełnioną muzyką przeżywają na polskim wybrzeżu. Janek, wrażliwy osiemnastolatek, zakochany w Basi, jak współczesny Romeo, nie jest w stanie pogodzić się z tym, że ich miłość może być zakazana. Konflikt między ich rodzinami sprawi, że rodzące się uczucie zostanie wystawione na próbę.

W tle przetacza się wielka historia, a na pierwszym planie – eksplozja młodości, muzyka, pierwsza miłość, pierwszy bunt, głód życia, seks… wszystko, co najpiękniejsze. Młodzieńczy, idealistyczny świat zostanie zderzony z bezwzględną rzeczywistością, a bohaterowie będą musieli podjąć trudne decyzje kładąc na szali miłość i przyjaźń.

Film Borcucha został nagrodzony Złotym Klakierem – czyli wyróżnieniem dla najdłużej oklaskiwanego filmu w konkursie głównym – na 34. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Zebrał tam naprawdę dobre recenzje:

Uwodzicielsko szczery, bezpretensjonalny, romansowy, w najlepszym sensie tego słowa popularny.

Paweł T. Felis, Gazeta Wyborcza

Z ekranu wieje świeżością i energią. Borcuch posiada umiejętność szalenie rzadką w środowisku reżyserów – jak nikt inny potrafi obserwować i być konsekwentnym. Widzi zachowania, gesty, a nawet myśli. Subtelnie – za pomocą słów – pogłębia psychologiczne portrety i motywacje swoich postaci. Całość trzyma w ryzach.

Dagmara Romanowska, Onet.pl

Jacek Borcuch swoim „Wszystko co kocham” raz jeszcze pokazuje, że można w polskim kinie opowiadać świetne historie z wielką klasą i uczuciem.

Przemek Lewandowski, Stopklatka.pl

Młodość, miłość, wolność, bunt i muzyka – jest czas, gdy wszystko zdarza się po raz pierwszy, a miłość ma smak oranżady! – reklamuje „Wszystko, co kocham” dystrybutor. Główne role grają u Borcucha mlodzi Mateusz Kościukiewicz, Olga Frycz i Mateusz Banasiuk. Wkrótce możecie się spodziewać naszej recenzji filmu.

34. FPFF: „Rewers” wygrywa w Gdyni i powalczy o Oscara

W sobotę wieczorem w Teatrze Muzycznym w Gdyni odbyła się uroczysta gala zakończenia 34. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. O ile poziom realizacji, a szczególnie żartobliwych w zamierzeniu materiałów filmowych przeplatających ceremonię, pozostawiał wiele do życzenia, o tyle – podobno – zestaw filmów uczestniczących w konkursie był najlepszy od lat. Niestety nie dotarłem do Gdyni, więc pozostaje mi wierzyć kolegom po fachu, którzy relacjonując imprezę rozpływali się nad kilkoma tytułami. Ale, ale – najważniejsze: jury pod przewodnictwem Krzysztofa Krauzego zdecydowało, że Złote Lwy przypadły debiutowi Borysa Lankosza zatytułowanemu „Rewers”.

„Rewers” – któremu już wcześniej swoją nagrodę przyznali dziennikarze i publiczność – właściwie zdominował sobotni wieczór, otrzymując wiele prestiżowych wyróżnień. Za najlepszą rolę kobiecą uznano występ Agatę Buzek, a Marcinowi Dorocińskiemu przypadło wyróżnienie dla  to najlepszego aktora drugoplanowego. Doceniono także zdjęcia Marcina Koszałki, dźwięk czy charakteryzację. Co więcej, film Lankosza będzie reprezentował Polskę w rywalizacji o Oscara.

„Rewers” to przewrotna i pełna ironii opowieść o trzech kobietach – córce, matce i babci. Akcja filmu, rozgrywa się w Warszawie, w dwóch planach czasowych – we wczesnych latach pięćdziesiątych oraz współcześnie. Główną bohaterką jest Sabina (Agata Buzek), „szara myszka”, która właśnie przekroczyła trzydziestkę.

W jej życiu wyraźnie brakuje mężczyzny. Matka (Krystyna Janda) wie o tym najlepiej, dlatego próbuje za wszelką cenę znaleźć dla swojej córki odpowiedniego kandydata na męża. Całą sytuację kontroluje babcia (Anna Polony), ekscentryczna dama o ciętym języku, przed którą nie uchowa się żadna tajemnica. W przedwojennej kamienicy pojawiają się kolejni adoratorzy. Żaden z nich nie wzbudza jednak zainteresowania Sabiny. Pewnego dnia, „jak spod ziemi”, zjawia się uroczy, inteligentny i diabelsko przystojny Bronisław (Marcin Dorociński). Jego obecność rozpocznie serię zaskakujących zdarzeń, które ujawnią drugą stronę kobiecej natury…

Co o „Rewersie” sądzą krytycy i recenzenci?

„Rewers” rozbija jakiś pancerz w naszym widzeniu historii. Lankosz i Bart – reżyser i scenarzysta – w miarę rozwoju akcji, coraz śmielej grają z widzem, odwracają klisze, przechodzą od romansu do horroru, od horroru do farsy. (…) Żywy film, odwołujący się do inteligencji widza, wprowadzający do polskiego kina jakiś nowy ton, wybijający jakieś okno.

Tadeusz Sobolewski, Gazeta Wyborcza

Wysmakowany, perfekcyjnie skonstruowany, kunsztownie wyreżyserowany i bezbłędnie zagrany (…). Udał się debiut Lankoszowi, trzeba mu to przyznać. Powstało kino dla smakoszy, ale nie tylko. Dobra robota i spory krok do przodu.

Artur Cichmiński, Stopklatka.pl

To film, jakiego dawno w Polsce nie było. „Rewers” jest lekki, ale nie błahy, łączący politykę z prywatnością, ale nie historyczno-rozliczeniowy. Wysmakowany i genialnie opowiedziany!

Magdalena Michalska, Dziennik

„Rewers” oczarowuje swoją mądrością i trafnością, a przede wszystkim inteligentnym dowcipem. Na świecie w takiej żonglerce kinowymi konwencjami specjalizują się tylko bracia Coen. Film Lankosza i Barta (bo to wspólny sukces reżysera i scenarzysty) powinien wzbudzić entuzjazm polskich miłośników twórczości Amerykanów.

Dagmara Romanowska, Onet.pl

„Rewers” jest dowodem na to, że w Polsce wciąż powstają znakomite, oryginalne i niecodzienne scenariusze. Zrealizowany na podstawie fabuły cenionego pisarza Andrzeja Barta (jego „Fabryka muchołapek” walczy w tym roku o nagrodę Nike) film to wyjątkowe połączenie komedii czarnej i romantycznej z iście hitchcockowskim dreszczowcem.

Marcin Kamiński, Plejada.pl

Najważniejszymi laurami podzielił się z „Rewersem” inny faworyt dziennikarzy i krytyków – „Dom zły”. Najnowszy film Wojciecha Smarzowskiego otrzymał nagrody za reżyserię, scenariusz oraz montaż.

Historia opowiadana w filmie dzieje się w dwóch równoległych płaszczyznach czasowych.

Pierwszy wątek przedstawia wydarzenia pewnej jesiennej nocy w 1978 roku. Zootechnik Edward Środoń (Arkadiusz Jakubik) przez przypadek trafia do gospodarstwa małżeństwa Dziabasów (Marian Dziędziel i Kinga Preis) położonego w odległym zakątku Bieszczad i zatrzymuje się u nich na noc. Początkowa nieufność pomiędzy gościem a gospodarzami wkrótce rozpływa się w morzu wypitego bimbru, a jej miejsce zajmuje nastrój dobrej zabawy, bliskość, a nawet przyjaźń. Najpierw rodzi się plan wspólnego przedsięwzięcia biznesowego, a potem rodzi się pasja i pożądanie, które przyniosą zaskakujące i tragiczne rezultaty…

Drugi wątek rozgrywa się pewnego zimowego dnia, niedługo po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego. Grupa operacyjno-śledcza milicji obywatelskiej pracuje na miejscu zbrodni. Porucznik Mróz (Bartłomiej Topa) ma za zadanie rozwikłać zagadkę wielokrotnego morderstwa popełnionego cztery lata temu. Pomocna w tym będzie rekonstrukcja wydarzeń jaką przeprowadza z udziałem głównego podejrzanego, Środonia.

Produkcja spotkała się w Gdyni z świetnym przyjęciem:

Mocne, krwiste (dosłownie i w przenośni) kino, które wciśnie niejednego widza w fotel. Z szansami na nagrody – nie tylko w Polsce.

Dagmara Romanowska, Onet.pl

Ale „Dom zły” nie jest klasyczną tragedią, która ma budzić „litość i trwogę”, nieść oczyszczenie. Tu nie ma litości, nie ma oczyszczenia. To kino łamiące konwencje, mieszające style i porządki, obnażające człowieka w sposób daleki od humanizmu.

Tadeusz Sobolewski, Gazeta Wyborcza

Nie ma tu żadnych tanich sztuczek, nieudolnie zapożyczonych z zachodu chwytów. Nowoczesne to kino, jakby nie z Polski, nowocześnie napisane i prowadzona. Trochę w stylu Tarantino. Tak, tak, to nie przesada. W „Domie złym” jest ta same siła witalna, ta sama radość z opowiadania, porozbijanych, zapętlonych historii, co u autora „Wściekłych psów”. Inne skojarzenia: „Fargo” Coenów i „Ładunek 200″ Bałabanowa. Każde z nich jest zasadne, żaden jednak nie załatwia sprawy. Smarzowski zrobił bowiem film ze wszech miar oryginalny, bo wywiedziony wprost z Polski, z polskiego błota, mrozu, alkoholu.

Jakub Socha, Stopklatka.pl

O kilku pozostałych nagrodach pozwolę sobie napisać w dużym skrócie. Srebrne Lwy otrzymał Xawery Żuławski za film „Wojna polsko-ruska”, a grającego w nim Borysa Szyca uznano najlepszym aktorem. Doceniono także przejmującą, drugoplanową kreację Doroty Kolak w „Jestem twój” Mariusza Grzegorzka oraz debiut Filipa Garbacza w „Świnkach” Roberta Glińskiego. Pełną listę laureatów znajdziecie tutaj.

Jako że większość nagrodzonych filmów nie pojawiła się jeszcze na ekranach, pozostaje czekać na ich kinowe premiery. Wydaje się, że akurat w tym naprawdę warto.