Miesięczne archiwum: sierpień 2011

Transatlantyk: Wypłynął, ale dokąd?

Jeszcze żaden festiwal filmowy w Polsce nie debiutował z takim rozmachem: zarówno jeśli chodzi o wsparcie miasta i sponsorów, których przyciągnęło nazwisko pomysłodawcy – zdobywcy Oscara, kompozytora Jana A.P. Kaczmarka, jak i obfitujący w atrakcje program. Nowe filmy braci Dardenne, Toma Tykwera, Kena Loacha, plus interesujące tytuły prosto z Cannes czy Sundance. Wreszcie hasło Otwarty, Odważny i Glokalny, czyli wyraźne zapędy, aby inspirować do dyskusji na aktualne tematy społeczno-kulturalne, co uczyniłoby Transatlantyk opiniotwórczym drogowskazem (niczym ogromna latarnia morska z plakatu). Wydaje się jednak, że ambicje przerosły organizatorów.

Po pierwsze, Międzynarodowy Festiwal Filmu i Muzyki Transatlantyk miał od początku wyraźne problemy z samookreśleniem. Wystarczy spojrzeć na rozpiętość programową. Oczywiście, organizatorom nie można odmówić jednego – udało im się ściągnąć do Poznania kilka dobrych filmów. Jednak widz, dopiero poznający nowy festiwal, mógł się poczuć zdezorientowany: tu sekcja kulinarna, tu wątki proekologiczne, tu muzyka filmowa, tu kino skandynawskie czy niemieckie. Zabrakło w tym wszystkim spójności, konkretnego przekazu (jak nowohoryzontowość Romana Gutka albo skupienie się na kinie Europy Środkowo-Wschodniej na WFF). Czegoś, czym Transatlantyk chciałby się wyróżniać na tle innych imprez. Tym bardziej, że zginął gdzieś zupełnie transatlantycki charakter imprezy.

Sytuacji nie ułatwiało ciągłe odwoływanie się do glokalności. W zamierzeniu Transatlantyk miał być lokalny w działaniu i tożsamości, a jednocześnie globalny w rozumieniu konsekwencji i kontekstu własnego działania. Strasznie to skomplikowane, a przy tym trudne do realizacji. Ciągłe podkreślanie związków z Poznaniem, przede wszystkim przez deklaracje i eventy z udziałem Kaczmarka i prezydenta Grobelnego (a zabrakło konkretów, np. sekcji poświęconej lokalnym filmowcom),  stwarzało raczej wrażenie prowincjonalności, co przecież kłóci się z aspiracjami do zorganizowania międzynarodowej imprezy wykraczającej poza ramy tradycyjnego festiwalu filmowego.

Glokalność mogłaby się jeszcze obronić, gdyby Transatlantyk wypłynąłby w swój pierwszy rejs pełen pasażerów. Tymczasem na pokładzie było raczej pustawo, przynajmniej w pierwszych dniach imprezy (nawet w weekend publiczność nie zajmowała połowy miejsc na salach). Organizatorzy ogłosili co prawda sukces frekwencyjny (36 tys. widzów, dla porównania starsze Nowe Horyzonty mają ich dziś ok. 110 tys.), ale statystyki mogą pozostawić mylne wrażenie.

Paradoksalnie, raz jeszcze okazało się, że organizatorów zgubił rozmach. Międzynarodowy Festiwal Filmu i Muzyki Transatlantyk zainaugurował swoją działalność z zapleczem, które inne imprezy osiągają dopiero po kilku latach, a nawet wcale. Były reklamy, było zaangażowanie sponsorów i partnerów, w tym stacji TVN. Promocja, jakiej Transatlantykowi mogłyby pozazdrościć na starcie Nowe Horyzonty oraz Dwa Brzegi. Przestronne, klimatyzowane sale multipleksu z perspektywy widza należy docenić, ale z drugiej strony – na pewno trudniej je zapełnić po brzegi niż dwa czy trzy kina studyjne. Przede wszystkim ważne jest co innego, otóż „wychowanie” swojej publiczności i zdobycie jej zaufania trwa. To proces, którego nie sposób przeskoczyć nawet najbardziej profesjonalną organizacją.

Wreszcie podstawowe pytanie: czy naprawdę potrzeba nam kolejnego festiwalu? Z myślą o jakim widzu powstał Transatlantyk? Trudno przecież liczyć na publiczność z Nowych Horyzontów, po drodze jest jeszcze festiwal w Kazimierzu Dolnym, wcześniej Tofifest, od którego rozpoczyna się wakacyjny maraton. Organizatorzy już dziś powinni się poważnie zastanowić, w jakim kierunku chcą podążać, bo przy ocenie przyszłorocznej edycji nie będzie już żadnej taryfy ulgowej. Nie wystarczy przecież wypłynąć, trzeba jeszcze wiedzieć, dokąd się płynie.

Zostawcie Berta i Erniego!

Czasami ludziom działającym w słusznej sprawie brakuje wyobraźni. Wczoraj na ulicach Warszawy szkolny bus celowo tamował ruch. W ten osobliwy sposób Stowarzyszenie SOS Wioski Dziecięce namawiało do zbierania pieniędzy na wyprawki szkolne. To przypomniało mi o zamieszaniu sprzed tygodnia, kiedy to – w ramach walki z homofobią – postanowiono zmusić do wzięcia ślubu Berta i Erniego z „Ulicy Sezamkowej”. Ciekawe, co by powiedział na to śp. Jim Henson?

Muppety Bert i Ernie, choć różnią się chyba pod każdym względem (i to zwykle Bert musi znosić niedorzeczne zachowanie Erniego), mieszkają razem od 1969 roku i… dzielą sypialnię. Absurdalny pomysł, że przyjaciele to geje pojawił się już jakiś czas temu. Zaczęło się od krótkometrażowego filmu „Ernest & Bertram” z 2002 roku. W tej parodii „Ulicy Sezamkowej” Ernie wyznaje w przyjacielowi, że go kocha, ale gdy Bert nie odwzajemnia uczucia, zrozpaczony popełnia samobójstwo. Producenci serialu dla dzieci zainterweniowali i obraz, który podbił Sundance Film Festival, nie trafił do szerszej dystrybucji.

Kwestia orientacji seksualnej bohaterów powracała potem wielokrotnie, chociażby przy okazji odwiedzin gwiazd zapraszanych do programu, jawnie deklarujących swój homoseksualizm. Jednak dopiero na początku sierpnia ruszyła internetowa kampania na stronie Change.org, w której zbierane są podpisy pod petycją, by Ernie i Bert dokonali coming outu – a co za tym idzie – stanęli przed ołtarzem. Inicjatywę domagającą się wzięcia ślubu przez muppety podchwyciły środowiska LGBT. W tych strasznych czasach, gdy homoseksualne dzieci pozbawiają się życia, jest im potrzebna świadomość, że są wspaniałe, a ich życie jest cenne – możemy przeczytać w petycji, pod którą w dwanaście dni zebrano ponad 9 tysięcy podpisów.

Akcja znalazła równie wielu zwolenników, co przeciwników. Pomysł, że Bert i Ernie są gejami zachęcił satyryków i felietonistów do przyjrzenia się innym postaciom z „Ulicy Sezamkowej”. Czy Ciasteczkowy Potwór nie promuje zachłanności i otyłości wśród dzieci? A może mieszkający w śmietniku Oskar zachęca do bezdomności? I tak dalej. Teletubiś Tinky Winky znalazł więc niespodziewanych towarzyszy niedoli. Dobrze, że na podobny pomysł nie wpadła wcześniej Ewa Sowińska.

Sesame Workshop, organizacja non-profit produkująca serial dla telewizji PBS, w oficjalnym komunikacie zdementowała plotki, twierdząc, że Bert i Ernie to po prostu najlepsi przyjaciele i nie mają orientacji seksualnej. Ślubu więc nie będzie. I to chyba nie tyle poprawność polityczna, co po prostu zdrowy rozsądek. Jasne określenie ich orientacji seksualnej, wiary, rasy (nie bez przyczyny jeden jest żółty a drugi pomarańczowy) czy innych cech na potrzeby konkretnej grupy zmniejszy uniwersalność postaci. A to przecież jedna z ich największych zalet.

Wcześniej czy później, gdy homoseksualne małżeństwa zostaną zalegalizowane w Polsce, temat pewnie powróci. I wyobrażam sobie, że w bardziej spektakularny sposób. W końcu Bolek i Lolek czy czechosłowaccy Żwirek i Muchomorek już są tematem do żartów.

Zwycięzca Locarno na 7. Festiwalu Filmy Świata Ale Kino!

Kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że „Vivan las Antipodas!” Victora Kossakovsky’ego – drugi z filmów otwarcia startującego już 31 sierpnia 68. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji – znajdzie się w programie przyszłorocznej edycji Planete Doc Film Festival. Teraz okazuje się, że do Polski wkrótce zawita również inny tytuł z prestiżowej imprezy. Będzie to zwycięzca Locarno, czyli „Abrir puertas y ventanas” („Back to Stay”).

Pełnometrażowy debiut Milagros Mumenthaler zdobył aż 5 nagród na zakończonym w miniony weekend Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Locarno. Argentyńsko-szwajcarską historię trzech sióstr zmagających się ze śmiercią babci uhonorowano główną nagrodą festiwalu – Złotego Lamparta – oraz nagrodę Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI, zaś odtwórczyni jednej z głównych ról, María Canale, otrzymała Srebrnego Lamparta dla najlepszej aktorki.

„Abrir puertas y ventanas” opowiada o trzech siostrach z Buenos Aires. Marina, Sofia i Violeta muszą nauczyć się żyć samodzielnie po śmierci babci, która je wychowywała. Każda radzi sobie z jej odejściem na swój sposób. Pewnego dnia jedna z sióstr znika bez śladu.

7. edycja festiwalu Filmy Świata Ale Kino! odbędzie się w dniach 1-11 grudnia w wybranych kinach w największych miastach w Polsce. Ideą imprezy jest rygorystyczna selekcja i prezentacja najwybitniejszych filmów spoza tzw. świata Zachodniego. W programie znajdzie się 20 pełnometrażowych filmów fabularnych z Ameryki Łacińskiej, Azji, Afryki i Bliskiego Wschodu, które miały swoje premiery światowe na najważniejszych festiwalach filmowych. Dzięki swej oryginalności i świeżości – jak zapowiadają organizatorzy – produkcje te są ważnym źródłem inspiracji, doznań oraz wiedzy o współczesnym świecie i człowieku. Większość z nich polska publiczność zobaczy po raz pierwszy.

„Nie ten człowiek” wygrywa festiwal Columbia Gorge w USA

Polska komedia Pawła Wendorffa zatytułowana „Nie ten człowiek” zdobyła nagrodę za najlepszy fabularny film zagraniczny na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Columbia Gorge w Stanach Zjednoczonych. W festiwalu brało udział ponad 300 filmów z 23 krajów świata. Jury podkreślało znakomitą grę aktorską, niezwykłość poczucia humoru oraz odwagę formalną filmu. Kolejny sukces na mniej znanym festiwalu to okazja, żeby przyjrzeć się produkcji zrealizowanej – podobno – na przekór konwencjom i utartym schematom w polskim kinie.

„Nie ten człowiek” to utrzymana w groteskowym tonie komedia absurdu, w której udział wzięła plejada polskich gwiazd – m.in. Piotr Adamczyk, Jan Frycz, Wojciech Pszoniak, Kinga Preis, Lesław Żurek, Krzysztof Globisz, Jacek Braciak. Jak zapowiada dystrybutor, to porównywana do „Rejsu” i „Clerks – Sprzedawców” odważna i bezkompromisowa kpina z naszych czasów. Pewnego dnia za namową rodziców, prawie trzydziestoletni Kuba (Bartosz Turzyński) decyduje się podjąć pierwszą pracę. Przyjmuje posadę dostawcy zakupów. Nie przypuszcza, że będzie to jeden z najdziwniejszych dni w jego życiu.

Po sukcesie na festiwalu Columbia Gorge film rusza na The World Music and Independent Film Festival. Impreza prezentuje nowe, oryginalne zjawiska w dziedzinie muzyki i filmu. Przez pięć dni pokazanych zostanie ponad 50 wyselekcjonowanych filmów krótkich, długometrażowych i dokumentalnych z Stanów Zjednoczonych i ze świata. Ogłoszenie nagród nastąpi w czasie uroczystej gali 20 sierpnia.

Wcześniej obraz był już pokazywany w konkursie The Lighthouse International Film Festival. Zdobył także wyróżnienie na Los Angeles International Underground Film Festival. Obecnie „Nie ten człowiek” znalazł się również w oficjalnej selekcji festiwali: The Syracuse International Film and Video Festival oraz Fort Lauderdale International Film Festival.

Po zakończeniu amerykańskiego tournée „Nie ten człowiek” trafi do polskich kin jesienią tego roku. Łamiąc schemat piątkowych premier kinowych, film na ekrany wejdzie w czwartek 24 listopada.

Młode polskie kino na trzech płytach DVD

Od zeszłego tygodnia w sprzedaży dostępne jest najnowsze DVD ze Studia Munka, działającego przy Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. Tegoroczna edycja to już piąta odsłona wydawnictwa „Polskie Debiuty” prezentującego krótkie filmy młodych rodzimych twórców zrealizowane w ramach programów „30 Minut”, „Pierwszy Dokument” i „Młoda Animacja”.

„Polskie Debiuty 2011″ to przede wszystkim niepowtarzalna okazja zapoznania się z liczną reprezentacją twórczości kształtującej obraz młodego polskiego kina. Kolekcja trzech płyt zawiera różnorodne tematycznie i formalnie filmy, które spotkały się już z uznaniem polskiej i międzynarodowej festiwalowej publiczności, a przede wszystkim – te nagrodzone. W tym roku „Polskie Debiuty” to aż piętnaście krótkich metraży.

Wśród nich – zdobywca głównej nagrody na 8. Golden Apricot Film Festiwal w Armenii – czyli „Glasgow” Piotra Subbotko, wyprodukowany wspólnie z Wajda Studio (dawniej Mistrzowska Szkoła Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy). To historia 12-letniego Damiana, który wierzy, że jego ojcem jest znany piłkarz Celtic Glasgow. Wyjątkową kreację stworzyła w filmie Sandra Korzeniak, grająca matkę chłopca.

Zainspirowana „Kołysanką” Krzysztofa Komedy animacja Jarosława Konopki „Underlife” jak do tej pory może pochwalić się aż trzema nagrodami przywiezionymi z Los Angeles New Wave International Film Festiwal: Secondo Place Winner, Best Directing oraz Best Animated Visual.

Oprócz „Glasgow”, na płytach „Polskich Debiutów” znalazły się też inne, ciepło przyjęte przez publiczność tegorocznego festiwalu w Gdyni fabuły. „Zagraj ze mną” w reżyserii Rafała Skalskiego to historia przeżywających pierwszy kryzys małżeński Pawła i Hani. Dziewczyna, uciekając od problemów wciąga się w grę komputerową, w której stworzyła faceta doskonałego – Lucjana. W roli Hani Patrycja Soliman, której – w roli idealnego Lucjana – partneruje Rafał Maćkowiak.

Z kolei „Konfident” Rafała Kapelińskiego jest refleksyjną komedią o współczesnej Polsce, którą zainspirowały wydarzenia mające miejsce w najbliższym otoczeniu reżysera po opublikowaniu tzw. listy Wildsteina.

W „Popatrz na mnie” Katarzyny Jungowskiej, w główną rolę zapracowanego lekarza wcielił się Maciej Stuhr, obok którego, w tej intrygującej i plastycznie opowiedzianej historii o poszukiwaniu uczuć, zobaczymy także Izabelę Kunę i Ewę Szykulską. Natomiast „Klajmax” Grażyny Treli, historia ukrywającej kalectwo Weroniki to opowieść o miłości graniczącej z obsesją i samotności.

Natomiast „Portret z pamięci” Marcina Bortkiewicza jest subtelnym studium rodziny opiekującej się chorą na Alzheimera babcią, w rolę której wcieliła się wspaniała Irena Jun. Podczas zakończonego w ostatni weekend Festiwalu Filmu i Sztuki Dwa Brzegi w Kazimierzu Dolnym i Janowcu nad Wisłą film zdobył główna nagrodę w Niezależnym Konkursie Filmów Krótkometrażowych.

Zrealizowana przez Monikę Jordan-Młodzianowską „Wielkanoc” opowiada historię Lilki i Kornela, których z drogi na Mazury zawraca na święta do rodzinnego domu, wieść o samobójstwie babci Czesi.

Listę dokumentów, które znalazły się na płytach, otwiera „Mój tata Lazaro” – zapis egzotycznej wyprawy 23-letniej Żakliny na Kubę – dziewczyna zamierza spotkać się z ojcem, którego zna właściwie tylko ze zdjęć.

„Konkurs” Jakuba Cumana to dokumentalna obserwacja, której miejscem są eliminacje Konkursu Chopinowskiego 2010, natomiast Przyjęcie Macieja Bochniaka , prezentuje zebranych na długich i mrocznych korytarzach pewnej poważnej instytucji młodych ludzi, czekających na swoje pięć minut…

Poza nimi zobaczymy również: „Za czapkę gruszek” Dominiki Montean – nagrodzony za „przypomnienie prawdziwych wartości sportu” na II Festiwalu Filmu i Sportu w Wałczu – obraz przyjaźniących się od sześćdziesięciu lat dawnych hokeistów z jednej drużyny, którzy teraz tworzą grupę nauki hokeja dla ośmiolatków, oraz „Niebo” Jana P. Matuszyńskiego – portret ciężko chorego, 38-letniego Roberta, który dzięki chorobie ma wreszcie czas na realizację marzeń – maluje ikony.

Oprócz wspomnianego już „Underlife”, na płytach znalazły się jeszcze animacje: „Na św. Wincentego” Stanisława Furmana – makabryczna, ale pełna humoru, wydrapana szpilką na czarnym gipsie wideokaseta z imprezy na cmentarzu i „Noise” Przemysława Adamskiego – audiowizualny projekt ukazujący grę wyobraźni prowokowanej dźwiękiem, który powstał przy udziale Tomasza Stańko.

DVD „Polskie Debiuty 2011″ dostępne jest w salonach Empik.

Na przerażonych twarzach rysuje się „Epidemia strachu”

Thrillerów i horrorów science-fiction o wirusach zagrażających ludzkości pojawiło się w ostatnich latach tak wiele, że dziś ta maglowana na wszystkie możliwe sposoby tematyka (od „28 dni później” Danny’ego Boyle’a, przez serię „Resident Evil” po epidemię ślepoty w ekranizacji powieści José Saramago) mało kogo interesuje. Zdarzają się jednak produkcje, na które mimo wszystko warto zwrócić uwagę. Takim filmem wydaje się „Contagion – Epidemia strachu”, zapowiadany – uwaga – jako jeden z ostatnich w reżyserskim dorobku Stevena Soderbergha!

Steven Soderbergh to twórca niezwykle wszechstronny: debiutował w błyskotliwym stylu kameralnym dramatem „Seks, kłamstwa i kasety wideo”, zgarniając niespodziewanie Złotą Palmę w Cannes. Potem walczył sam ze sobą o Oscara za reżyserię (opowiadający o narkotykowych porachunkach „Traffic” pokonał w tej kategorii „Erin Brockovich” z przebojową Julią Roberts), porwał się na „Solaris” Lema, by wreszcie związać się ze stricte rozrywkową serią o przygodach ekipy Danny’ego Oceana.

Po monumentalnym przedsięwzięciu o Che Guevarze zaangażował się jeszcze w kilka projektów, zanim niespodziewanie ogłosił, że… przechodzi na emeryturę! Thriller science-fiction „Contagion – Epidemia strachu”, który wkrótce pojawi się na ekranach (premiera w Polsce 21 października), to podobno jeden z jego ostatnich filmów.

Opowiada o śmiertelnym wirusie, przenoszonym drogą powietrzną, który zabija zaatakowane osoby w ciągu kilku dni. Epidemia rozwija się szybko, a lekarze i naukowcy na całym świecie próbują znaleźć lekarstwo i opanować panikę, która rozprzestrzenia się jeszcze szybciej niż sam śmiertelny wirus. Zwykli ludzie walczą o przetrwanie w coraz bardziej podzielonym społeczeństwie.

W obsadzie roi się od gwiazd – Kate Winslet, Marion Cotillard, Matt Damon, Laurence Fishburne, Jude Law i Gwyneth Paltrow to najbardziej znane nazwiska. Możecie ich zobaczyć na serii niepokojących plakatów, które promują film „Contagion – Epidemia strachu”.

Let’s „Drive”, czyli niebezpieczna przejażdżka z Ryanem Goslingiem

Co tu ukrywać, kręcą nas tegoroczne produkcje z Ryanem Goslingiem. Wszystkie trzy: thriller polityczny „The Ides of March”, o którym już pisaliśmy, komedia romantyczna „Kocha, lubi, szanuje”, a także – może przede wszystkim – dynamiczne „Drive”. W końcu to najnowszy film reżysera Nicolasa Windinga Refna, twórcy „Bronsona”, który w tym roku udowodnił swoją klasę, zdobywając nagrodę za reżyserię w Cannes.

Trzymający w napięciu jak „Bullitt”, rozgrzeje publiczność nie tylko rykiem silników, ale przede wszystkim gorączką uczuć – reklamuje „Drive” dystrybutor. Zainteresowani?

Są mężczyźni, którzy wolność mają wpisaną w DNA. To oni jednym spojrzeniem potrafią złamać kobiece serce i sprawiają, że nie można o nich zapomnieć. Przyciągają jak magnes tajemniczym uśmiechem i obietnicą niebezpiecznej przygody.

Takim mężczyzną jest Driver, chłopak, który za dnia pracuje jako kaskader, a nocami wynajmuje się jako kierowca gangsterów. Żyje, balansując na cienkiej granicy między rozsądkiem a brawurą. Do dnia, gdy pozna Irene i straci dla niej głowę. Nowa dziewczyna, wyglądająca jak anioł, rozpęta wokół niego prawdziwe piekło. Ich love story pisane będzie czystą adrenaliną.

Na ekranie Ryanowi Goslingowi partneruje nie mniej zdolna Carey Mulligan, nominowana do Oscara za „Była sobie dziewczyna”. Ten film zapowiada się naprawdę nieźle, a i pierwsze recenzje pozwalają być dobrej myśli. Stylowy thriller akcji pełen niespodzianek? Dodaj gazu, Ryan!

„Drive” w kinach od 16 września.